wtorek, 23 czerwca 2009

Pięćset lat samotności

Zanzibar 21/10/08

- Na dobry początek proponuję na ostatni w historii ludzkości targ niewolników – rzucił taksówkarz zdanie niczym rękawicę, wyzwanie. Bez zmrużenia oka podjęłam. Jasne, super.
Po wyjściu z taksówki, zaczęłam się rozglądać – nigdzie żadnego targu, tylko ten kościół. W moje zagubienie wbiegł naraz przewodnik i bez zapytania zaczął opowiadać o tajemnicach anglikańskiego kościoła i lochów.

Z rozhukanych ulic zanzibarskiego Stone Town w ten oto sposób wstąpiłam w dziwnie głuche miejsce - przewodnicy nawet poza kościołem rozmawiali zniżonym głosem. Tu wszędzie jest sankturarium – wszepnął mi do ucha przewodnik przedstawiający się jako Tanzanian Boy. Obserwując pilnie reakcje mojej twarzy dodał - na gruzach targu zbudowano ten anglikański kościół.

- Jesteśmy na Zanzibarze, tu ściągano niewolników z całego niemal kontynentu. Wiesz ilu przeżywało pieszą wędrówkę z głębi Afryki na wyspę?
Milczałam jak głupia, wybałuszyłam oczy i wytężyłam słuch.
- 2 niewolników na 5-ciu.

Miejsce nagle stało się dla mnie święte. Ciemne lochy oddawały echo moich głuchych kroków, każdy pisk gumowej podeszwy rozlegał się jękiem. Czuło się zapach niewolnictwa, duszno i krew. Przed oczami przesuwały mi się sceny popychanych, słabych niewolników związanych ciężkim łańcuchem. Wcześniej w Bagamoyo koło Dar es Salaam, skąd wyruszały statki z niewolnikami na Zanzibar, przekrzywiałam twarz w zdziwieniu i zgorszeniu - jak to możliwe, że kajdanami, które wskazywano mi w muzeum skuwano nie ręce a szyje, musiały być jak patyki. Tragarzy z ładunkiem kości słoniowej na plecach ciągnięto z wnętrza kontynentu w wielkim upale, bez pożywienia i luzowania okowów. Bagamoyo oznacza w swahili "odłóż na bok, wyrzeknij się serca". Tu grupy niewolników ciasno przywiązanych do pali w pełnym słońcu jak bydło piły wspólnie z jednego żłobu w oczekiwaniu na sprzedaż.

To masakra, wielkie ludobójstwo, o tym nikt nie mówi - przeszło mi przez myśl. Bohaterami całej historii naraz stali się żywi ludzie. Zrozumiałam, że funkcjonowałam wcześniej w świecie politycznych uniesień i wyświechtanych sformułowań z podręczników do historii i języka polskiego: "handel żywym towarem", "posłuszeństwo" czy "abolicja"... historią niewolnictwa wycierałam sobie usta bez emocjonalnego poparcia, bez współczucia.

Teraz płakałam. Tak jak wcześniej w Rwandzie, przeżywałam właśnie po raz drugi kolejne ludobójstwo Afryki. To były miliony ludzi, dziesiątki lat i milczących pielgrzymek, ludzkie oczy wybałuszone w niemym sprzeciwie.

Nagle sacrum zanzibarskiego targu i bezszelestną ciszę przeciął wysoki kobiecy pisk - "smile". Odwróciłam się. Amerykanki z obwiązanymi łańcuchem szyjami szczerzyły zęby do aparatu. Jedna palcem pokazywała autorowi zdjęć tablice z nazwami firm sponsorskich miejsc pamięci: Tanzania Cigarette Company i Ericsson. Za nasze profanum i za nas zrobiło mi się wstyd.

c.d.n.



23 sierpnia jest Międzynarodowym Dniem Pamięci o Handlu Niewolnikami i Abolicji.


Dziewczynki nabierające wodę w miejscu byłego targu niewolników