Niezły tekst – wskazałam na jeden z ustępów. On pierwszy zapytał się, czy też jestem dziennikarzem. Następnego dnia brałam udział w zorganizowanym przez niego spotkaniu Human Rights Network – Uganda – stowarzyszenia dziennikarzy pragnących walczyć o swoje prawa. Najpierw na środek wyszedł Andrew M. – dziennikarz tygodnika Independent, aresztowany przed rządowych agentów przed domem za niepozytywną publikację dzień wcześniej. Po nim zaczęli występować inni: dziennikarze z Daily Monitor, Radio Sapiensia i inni z Independenta. Sceptycznie podchodziłam do ich wynurzeń. Nie mogłam powstrzymać myśli, że to spotkanie jest niezmiernie pompatyczne, wyreżyserowane, na wyrost – ten śpiewany przed spotkaniem hymn Ugandy, skandowane okrzyki: my chcemy wolnych mediów powtarzane przez zgromadzonych jak litania, zorganizowany przemarsz z przygotowanymi wcześniej kolorowymi plakatami. Gdy Wokulira zasugerował, że przejeżdżający obok Independenta samochód to kolejny patrol, stwierdziłam: to cyrk, farsa, Orwell, zwijam się stąd.
Seria kolejnych aresztowań i pobić zaburzyła jednak mój spokój ducha i postanowiłam dowiedzieć się więcej o batalii z tajemniczą, niezdefiniowaną siłą agentów rządowych. Co ciekawe, za sprawą Wokuliry wszelkie incydenty konsekwentnie znajdowały swój epilog w sądach. Prześladowani dziennikarze co dzień stawiali się na komisariatach, oczywistym stało się dla mnie powiązanie pomiędzy aresztowaniami a wcześniejszymi niepochlebnymi publikacjami. I patrzyłam na Wokulirę z niekłamanym podziwem. Daje ducha HURINET - żywemu ciału, czemuś zupełnie nowemu, nieobecnemu wcześniej w Ugandzie a będącemu przejawem prawdziwego, autorskiego i niekwestionowanego krytycyzmu.