sobota, 24 maja 2008

Stworzyć coś swojego

Wydaje mi się, że ominęły mnie kolejne serie „Tańca z gwiazdami” i „Jak oni śpiewają”.


To spostrzeżenie przywodzi na myśl inne: w Ugandzie od początku mojego pobytu z miejscowych ust nie schodzi jedna z bodaj najbardziej zajmujących historii - perypetie wenezuelki Marii Clary i jej niespełnionej miłości, Alejandro. Tania nowela „Sekret miłości” to obowiązkowy punkt programu przyciągająca przed szklane ekrany Ugandyjczyków małych i dużych, nastoletnich chłopców i dorosłych mężczyzn, młode dziewczątka i matrony klanów. Podchodzą bezkrytycznie do serwowanej w serii papki, zdają się nie zauważać powtarzalnych schematów typowych dla tanio wyreżyserowanych programu typu Idol czy You can dance. Nie są w stanie ocenić czy dany program jest wyreżyserowany i w jakim stopniu.


Żywiołowe reakcje i rozemocjonowanie: prychania, jęki zawodu, parskanie śmiechem, cmokanie. Jedynie niektórzy podświadomie wyczuwają pewien schematyzm i są w stanie przewidzieć dalszy ciąg mydlanej historii.


Niepokoi, że młode pokolenie działa odtwórczo, kopiuje obserwowane zachowania. Nie czuje, że tworzy historię, nie zdaje sobie sprawy z posiadanej mocy twórczej. Nowe ugandyjskie programy telewizyjne bezmyślnie kopiują amerykańskie scenariusze. Charakteryzujące się niebanalnymi rytmami i niepoddające się znanym schematom ludowe przyśpiewki zostają powoli odarte z tego, co etniczne, tajemnicze i pociągające.W muzyce współczesnej chodzi głównie o nieskomplikowany tekst, i zawsze ten sam rytm, na dwa. W tym dość podzielonym kraju brakuje odwagi, by wskrzesić to, co ugandyjskie, takie inicjatywy powstają głównie za sprawą zaangażowanych działaczy organizacji pozarządowych.


Nadzieję na zdrowy nacjonalizm, narodziny tożsamości narodowej daje nabożeństwo, z jakim podchodzi się do lokalnego jedzenia. Mało jest produktów, które stałyby się bliższe miejscowym sercom niż matoke, milet czy kasawa. Żadna herbata nie przebije miejscowej lury Mukwano, tylko słona margaryna Blue Band i przyprawa Royco zaspokoją ugandyjskie podniebienia. Słodki kukurydziany chleb, który jakiś czas temu zawitał do sklepów zrobił furorę i stał się głównym elementem ugandyjskiego śniadania. Wata, jakich mało, ale wata ulubiona.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Zgadzam się. Jakiś czas temu zarzyło mi się odbyć podróż: Maroko - Sahara Zahodnia - Mauretania - Senegal - Gambia. Tam też dzieje się to samo niby rodem z piosenki RHCP: "Californication". Afrykańczycy mówią że my (biali) cały czas jemy, nie pracujemy ciężko bo wszystko już mamy a to za sprwą satelity i seriali tasiemców takich jak chociażby Dynastia, Moda na Sukces tudzież te wszystkie latynoskie telenowele..

Pozdrawiam,
shamanexpedition