niedziela, 29 maja 2011

Where I live

Some take photos. And that is not bad. I kind of like taking photos - I find it amusing and inspiring. Others have raw talents to capture the surroundings on a paper or canvas.

Where I live, there is a girl called Sarah Markes and for you to understand the people and the places I see here in Dar, you can go to her website:
and blog:

Her drawings are so real, that whenever I look at them - such as the one of the guy with the glasses - I have an impression that they may become reality and get of the screen.
Well, hopefully not tonight, goodnight!

wtorek, 10 maja 2011

Nie dajmy się zwariować

Dziś odniosę się do głośnego artykułu Dariusza Rosiaka z ubiegłorocznego (bodaj wrześniowego) wydania National Geographic Traveler. Tekst niestety nie wygląda na oryginalny – zaskakujące jest podobieństwo do słynnego artykułu Binyayanga Wainainy „How to Write About Africa” opublikowanego w magazynie Granta w 2005 roku. Tutaj jego fragment:

“Always use the word ‘Africa’ or ‘Darkness’ or ‘Safari’ in your title. Subtitles may include the words ‘Zanzibar’, ‘Masai’, ‘Zulu’, ‘Zambezi’, ‘Congo’, ‘Nile’, ‘Big’, ‘Sky’, ‘Shadow’, ‘Drum’, ‘Sun’ or ‘Bygone’. Also useful are words such as ‘Guerrillas’, ‘Timeless’, ‘Primordial’ and ‘Tribal’. Note that ‘People’ means Africans who are not black, while ‘The People’ means black Africans.

Never have a picture of a well-adjusted African on the cover of your book, or in it, unless that African has won the Nobel Prize. An AK-47, prominent ribs, naked breasts: use these. If you must include an African, make sure you get one in Masai or Zulu or Dogon dress (…)”

W poszukiwaniu internetowego wydania artykułu Rosiaka natknęłam się na bloga, którego autorzy również dostrzegli zadziwiającą zgodność konwencji, tonu, stylu i spostrzeżeń u obu autorów (choć mniej przekonujący niż Wainaina wydaje się Rosiak – prześmiewa np. trzymanie paszportu w bezpiecznym miejscu, co dla wielu naprawdę doświadczonych backpackerów jest rozsądnym a nie wynikającym ze strachu czy stereotypów, krokiem).

Dzisiaj jednak nie o tym, czy przy tak silnej inspiracji nie należałoby czasem odnieść się jakoś w tekście do źródła, ale o tym, jak dokumentować Afrykę. I ja podzielam sarkazm i rozumiem prześmiewczy ton komentatorów opisujących funkcjonujące stereotypy o Czarnym Lądzie. Opinia o bardzo wybiórczym traktowaniu tematów dotyczących Afryki nie jest żadnym novum - słynny jest projekt Stefan de Luigi „This is Africa”, i ja sama niejednokrotnie opisywałam hochsztaplerkę pseudo-pisarstwa afrykańskiego.

Pobudką do tego artykułu jest pytanie o to, czy ważąc słowa w ogóle da się uniknąć podrasowania rzeczywistości. Czyż inną funkcję ma generalizujący tytuł książki Rosiaka „Żar. Oddech Afryki”? Czy brak takichże w lekturach Kapuścińskiego? Czy mniej uogólniająca jest twórczość Jagielskiego? (o mężczyznach z Palengi: „Chowając się pod strzechami chat przed deszczem i słońcem, oparci plecami o chropawe gliniane ściany, pozbawieni wszelkiego zajęcia, nie wiedząc co począć z czasem, z bezczynnymi rękami, wielkimi i sękatymi od ciężkiej pracy w polu”). Czy da się uniknąć uogólnień a jednocześnie przyciągnąć polskiego czytelnika, który – jeśli chodzi o literaturę afrykańską – jest dość niewybredny i zadowala się prozą z lat 70?

Czy reportaż nie jest poniekąd fikcją literacką, ze względu na swoją wybiórczość tematu i skoncentrowanie na pewnym aspekcie rzeczywistości?

Moim ulubionym zdaniem z Borgesa jest : “Se podría decir que la literatura fantástica es casi una tautológica, porque toda la literatura es fantástica” [Sformułowanie "literatura fantastyczna" jest popadaniem w tautologię, bo każda literatura jest fantastyczna].

Uczciwość i prawda obowiązują (a tej czasem niestety brak u naszych – zaglądających na kilka tygodni do Afryki – reporterów), ale wydaje się, że korespondent czy dziennikarz - by zyskać posłuch i móc opisywać interesujące go sprawy - musi niejednokrotnie użyć i kilku słów-magnesów - w innym wypadku jego wypociny nie będą tak poczytne i z obserwatora przeobraża się w naukowca. Jego rolą jest wszakże zwrócenie uwagi na pewne problemy i zainteresowanie go, aniżeli naukowy wywód.

Wnioski? Chyba zacznę wybaczać sobie niedoskonałości i wrócę do pisania. W Afryce spędziłam już 2.5 roku i sparaliżowanie myślą, że moje artykuły/posty mogłyby zbytnio odbiegać od rzeczywistości nie ma chyba już większego sensu. Karibu tena :-) [Witam z powrotem na moim blogu]

wtorek, 25 stycznia 2011

A boring mzungu in a bookshop

Novel Idea bookshop in Mikocheni, Dar es Salaam, Tanzania

- Excuse me, I have been trying to find something but in vain.
Will I get any book on civil society in East Africa?
(puzzled look of the bookseller)
- Ehmmm... human rights? Where would you have books on human rights?
- Follow me, please - the lady shows me the way among dozens of bookshelves.
When we stop she points one with a badge "Humour".
- We have here, many books on humour.
- I don't think you quite got what I meant. I didn't want "humour", I wanted "human rights" - H-U-M-A-N-R-I-G-H-T-S
- On human rights we don't have, but we have many books on humour.

I must be very boring.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Voici un post

Jest niedziela, późny wieczór, bar w Zanzibar Hotel w zaułku na Libya Street już opustoszały, w kilku grupach zgromadzeni są mężczyźni, próbujący przejść do porządku nad faktem, że weekend dobiega już końca. Pomiędzy plastikowymi, żółtymi krzesełkami dwie młode kobiety wyginające się w rytm basów Bongo Flavour, niektóre trochę podchmielone. Przeszklone oczy kilku mężczyzn wpatrzone w ich kocie ruchy. Za żeliwną kratą dwie krzątające się barmanki.
- Dostanę białe wino? – powtarzam pytanie po raz kolejny tej nocy, w muzułmańskiej dzielnicy Dar es Salaam.
- Tylko małe butelki za dwa tysiące – odpowiada w suahili barmanka – chcesz?
Przytakuję. Moje wejście zwraca uwagę głośno rozmawiających mężczyzn, którzy najpierw przypatrują się mi uważnie. Nie mam na sobie wyzywającego stroju, długa, hipisowska spódnica, żadnych ozdób, kilka monet w dłoni i … książka. Wyjmuję książkę, w ręce wino i papieros. Zaczynam lekturę.
Nie za bardzo wiadomo, jak zagadać.
- Jaki to język?
- Polski.
- Nie przeszkadzaj jej, ponagla z tyłu kolega pytającego – dajcie jej czytać w spokoju.
Bez zmrużenia okiem kontynuuję lekturę. Tańczącym krokiem podchodzi jedna z podchmielonych dziewczyn – słuchaj, okradziono mnie z całej srebrnej biżuterii.
- Przecież masz mnóstwo na sobie – spokojnie zauważam.
- Tak, ale wiesz, był taki pierścionek, nie dałabyś mi 200 szylingów – moja mama taka chora na Zanzibarze.
- Nie mam.
- A co masz?
- Książkę.
Skonfundowana odchodzi. Przewracam dwie kartki, podchodzi inny jegomość.
- Am I disturbing you?
- Yes– odpowiadam wprost.
- You know, I’ve been to so many places and I’ve never seen anybody reading in a bar. Why are you doing that? – rozlega się pytanie. – Why are you reading?
- I couldn’t find any place with white wine but only this one, I like drinking wine while reading so I came here.

Chłopak kiwa głową z niedowierzaniem. Ja też za chwilę wstaję i zostawiam butelkę niedopitego wina.Przecież nie jest tak, że właściwie o coś chodzi.

sobota, 1 stycznia 2011

Showing you my move

While working in Tanzania with our workshops for local women, I have also been gathering experience as a producer and photographer.
Consequently, I became part of Mzuka Records and produced videos for local artists, among them widely renown Tanzanian star Benjamin and his new song "Show your move". While shooting it at one of the locations the artists had a rest – meanwhile I stepped in front of the camera.

Never would I expect that after my leaving the Mzuka Records I would be featured the video clip. At first I felt it was so unfair nobody informed about it! But later on I just thought it is part of my Africa experience...

Here it is


http://www.youtube.com/watch?v=mLVR_36Zypk

HAVE A GOOD LAUGH AND HAPPY NEW YEAR 2011! ;-)